poniedziałek, 13 lutego 2012

Olo-Olo-O-lo-mouc

         Ok. Muszę przyzna z przykrością, że życie na erazmusie strasznie rozleniwia. Nasz dzień zaczyna się ok. godz. 14.00. Wszystkie nasze plany zwykle biorą w łeb. Przykładowo, Beata złapała jakieś przeziębienie już w dniu kiedy tu przyjechałam (środa). I każdego dnia powtarzała: "dziś muszę już zajśc do tej lekarny". No i cóż. Każdego dnia kończyło się to tak samo: "ech, chyba muszę obsępic kogoś z jakichś leków zanim zajdę jutro do lekarny". Tak samo ja, wciąż nie zapłaciłam za akademik, przez co nie mam internetu ani karty mieszkańca, już od przyjazdu chciałam wybrac się do centrum, żeby w końcu przekonac się jak wspaniały jest Olomouc. 

          Miałyśmy wyjśc o 13.00 i co? O tej porze dopiero zwlekłyśmy się z łóżka. I co prawda wybrałyśmy się na rynek, ale nie zdążyłam za wiele uwiecznic, bo zrobiło się ciemno. Ale przynajmniej znaleźliśmy VINOTEKU (naprawdę cudowna instytucja, jest ich tutaj na pęczki). Wypiliśmy w niej grzane wino. A! By the way był z nami jeszcze Grzegorz, Polak studiujący fil. polską w Katowicach. Wracając do winoteki. Leją tam wino z kija do plastikowych litrowych lub dwulitrowych butelek. I to za śmieszne pieniądze, ok 45 Kc za litr. A jest duży wybór i o dziwo nawet Francuzki je chwalą. Tylko powiedzcie mi, co na rynku robią żółwie???

         Pijąc wino, wpadliśmy na pomysł zrobienia dla Erazmusów poczty walentynkowej (bo przecież to lada dzień). Na początku ludzie byli sceptyczni, bo nie do końca rozumieli idee, ale potem sami zaangażowali się w przygotowania i teraz moje pudełko z ikei jest całe w serduszkach, delfinach i innych obrazkach. I co najważniejsze, jest pełne walentynek! Naprawdę nie spodziewałam się, że odniesie to taki sukces. Mam nadzieję, że jutro uda mi się wrzucic jakieś zdjęcia.

          Byłam też dziś na pierwszych zajęciach z powojennej literatury czeskiej. Jak się okazało będziemy na niej omawiac tylko twórczośc i postac Milana Kundery, więc będę specjalistą w tym temacie. I Kowalczyk miał rację (mój koordynator). Wykładowcy są super. Ten od literatury to totalny freak. Zajęcia są w pięknym, zabytkowym budynku. Muszę g obfocic. Ale może innym razem.

          Co już teraz mogę powiedziec o Erazmusie? Że jest tu świetna atmosfera. Ludzie są bardzo mili. A poznałam ich wielu. Poza tym, wspaniałe jest to, że nigdzie nie trzeba się spieszyc. All this, let's call it "paper work", Czesi mają trochę gdzieś. Można to załatwic kiedy tylko się chce. No i są bardzo wyrozumiali...
          Ok. kilka zdjęc. Jutro może coś z akcji "Valentine's card to someone U like!";)














A no i oczywiście cały czas nie ogarniam dlaczego pionowe zdjęcia wyświetlają się w poprzek. Ale najwyraźniej u mnie zawsze musi byc cos na odwrót... I tak, nie jest to master art, czasem są zruszane mniej lub bardziej, ale przecież chodzi o uchwycenie chwili...

Baju!:*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz